Tak, wszyscy, to kolejny artykuł o Covid-19. Jednak mam nadzieję, że ten artykuł jest trochę inny. Nie będzie tu uogólnień typu „biada nam” i metaforycznego załamywania rąk, celem jest przyjrzenie się drodze, którą przeszliśmy i czy powinniśmy kontynuować ją bez kontroli.

Po prostu nie można napisać artykułu, w którym użyto słów „Covid-19” i „pandemia”, bez odniesienia się i oddania hołdu wpływowi, oddziaływaniu i spustoszeniu, jakie wydarzenia z ostatnich 18 miesięcy wywarły na ludzi wokół tego niebieskiego marmuru, który nazywamy domem. Wpływ Covid-19 jest określany jako wydarzenie, które zdarza się raz w życiu i miejmy nadzieję, że tak jest poprawnie. Pandemia sprawiła, że wszyscy nauczyliśmy się i zaznajomiliśmy się z nowym słownictwem. Nauczyliśmy się słów i zwrotów, takich jak R-number, furlough, PCR, lateral flow, social distancing i „New Normal”.

„Nowa normalność” to fraza, która przetrwała próbę czasu, ponieważ nadal jest częścią powszechnego języka w światowych cyklach informacyjnych, a połowa wszystkich wiadomości e-mail otrzymanych od osób próbujących – bądźmy szczerzy – coś ci sprzedać, używa tej frazy. Zmora życia niektórych osób, fraza ta wskazuje jednak na wyraźną różnicę między tym, gdzie jesteśmy w kwietniu 2021 r., a postawami i relacjami pracodawców i pracowników jeszcze w lutym 2020 r.

Nie ma absolutnie żadnych wątpliwości, że w Wielkiej Brytanii marzec 2020 r. przyniósł największą zmianę sytuacji zawodowej od czasu rewolucji przemysłowej, która wyciągnęła ludzi z pól do fabryk, lub od czasu zamknięcia kopalni węgla za rządów Thatcher. Proszę, zachowajcie wszelkie buczenie i syczenie na koniec.

Byłoby żartem sugerować, że „zmiana Covid” była taka sama jak w tych dwóch przykładach. Żadna z tych sytuacji nie została spowodowana globalną pandemią, która miała znaczący wpływ i oddziaływanie na codzienne życie i oczywiście spowodowała wzrost liczby zgonów. Oba były również postrzegane jako postępowe i jako droga naprzód oraz postrzegane jako dobra rzecz przez większość. Chcę tutaj podkreślić, że te dwa scenariusze były równie sejsmiczną zmianą, jak koncepcja pracy w pandemii.

Nosząc na początku lekceważący kapelusz, fraza ta jest używana w odniesieniu do sytuacji w trwającym świecie pandemii. Odnosi się do koncepcji pracy z domu, Teams i rozmów na Zoomie przez cały dzień (dostępne jest inne oprogramowanie), prób nie zjedzenia zawartości lodówki w jeden poranek, nie widzenia kolegów twarzą w twarz i prawdopodobnie noszenia spodni od piżamy podczas robienia tego wszystkiego. Jednak gdy spojrzymy pod powierzchnię, „nowa normalność” to znacznie więcej niż to.

Postawy wobec pracy zdalnej przed rokiem 2020 były różne. Niektóre firmy były w autobusie pracy zdalnej i były tam od wieków, inne nie były pewne, czy chcą jechać tam, dokąd jedzie ten autobus. Marzec 2020 nie pozostawił ludziom wyboru. „Nowa normalność” pojawiła się z powodu absolutnego braku wyboru. Firmy, które w normalnych okolicznościach nigdy w życiu nie pozwoliłyby, aby ich pracownicy zniknęli i pracowali z domu przez wiele miesięcy, to te same firmy, o których wspomina się, gdy omawia się kwestię prezenteizmu, zwykle szeptem. Rozmawiając z kilkoma firmami w okresie przejściowym, przyznali oni (nieoficjalnie), że część wahania przed zezwoleniem na pracę z domu wynikała z utraty kontroli nad pracownikami; jak można było się upewnić, że wykonują pracę? Czy można było im zaufać, że będą wykonywać swoją pracę? To szerszy problem. Twierdziłbym – i twierdziłem – że jeśli nie można komuś zaufać, że będzie pracował z domu, to nie powinno się go zatrudniać. Koniec dyskusji.

„Nowa normalność” to sytuacja, w której pracownicy cieszą się teraz znacznie większą kontrolą i odpowiedzialnością za planowanie codziennych obowiązków, godzin pracy i środowiska pracy. To naprawdę interesująca koncepcja, zwłaszcza gdy czyta się ją w powiązaniu z postawami niektórych firm, które nie angażowały się i nie angażowały w ideę pracy swoich pracowników z domu.

To właśnie tutaj problemy i obawy dotyczące „nowej normalności” zderzają się z pozytywnym nastawieniem do tej idei. Jest oczywiste, że firmy, które traktowały swoich pracowników z podejrzliwością – „jeśli ich nie ma i nie widzimy, nie pracują” – to te same firmy, które podejrzliwie i czasami z całkowitą pogardą podchodzą do idei pracy z domu. Z kolei zwolennicy nowej sytuacji odwołują się do faktu, że produktywność ogólnie wzrosła, wskaźniki zachorowań (inne niż COVID) znacznie spadły, pracownicy wydają się ogólnie szczęśliwsi, a co najważniejsze, równowaga między życiem zawodowym a prywatnym pracowników w Wielkiej Brytanii uległa znacznej poprawie. Oczywiście pracownicy muszą być świadomi czasu rozpoczęcia i zakończenia pracy – ale gdy to opanują, będą się cieszyć, że dojazd do pracy to schody, a nie autostrada.

Skoro nie widzieliśmy „dewastacji” w całej gospodarce, jakiej obawiali się krytycy pracy z domu przed pandemią COVID-19, to trzeba zadać sobie pytanie: skąd wzięło się to wahanie?

Prowadzi to do pytania, lub jednego z nich, postawionego w tytule. Czy potrzebujemy „nowej normalności”? W świecie, w którym absolwenci i osoby na stanowiskach początkowych w Goldman Sacs domagają się limitu 80 godzin pracy tygodniowo (jak szeroko donoszono w marcu 2021 r.), czy potrzebujemy sytuacji, w której pracownicy mają większy wpływ na równowagę między życiem zawodowym a prywatnym i większą kontrolę nad tym, jak robią to, co robią i gdzie to robią? Odpowiedź brzmi oczywiście: tak. Tak, musimy dać pracownikom władzę. Tak, musimy upewnić się, że praktyki pracy odzwierciedlają potrzeby i wymagania pracowników. Pracownicy na całym świecie mają potencjał, aby dostrzec korzyści, nie tylko pod względem faktu, że pracują z domu, ale koszty dojazdów są niższe; gospodarstwa domowe stają się „przypadkowymi oszczędzającymi”, nie wydając tyle na paliwo, „wychodzenie” (i wychodzenie!), zakupy pod wpływem impulsu i ubezpieczenie samochodu. Pracodawcy odczuli korzyści. Niektórzy byli w stanie „zamknąć” sekcje swoich biur i otrzymać wsparcie rządowe. Niektórzy odnotowali spadek rachunków za media, niektórzy nawet byli w stanie na stałe zamknąć swoje biura i zaoszczędzić tysiące dolarów rocznie.

Jednak, jak wszystko, jest i druga strona medalu. Idea „nowej normalności” jest kontrowersyjna, to kwestia Marmite. Osobiście zawsze mówiłem, że nie chcę pracować w domu. Myślałem, że pokusa kanapy byłaby zbyt wielka. Jednak pomimo faktu, że piszę to siedząc w kuchni na kanapie, jest to niezwykłe. Ja, podobnie jak wielu pracowników, zostałem odesłany do domu w marcu 2020 r. z ekranem, laptopem i innymi drobiazgami, takimi jak podwyższenie ekranu. Kiedy stało się jasne, że pandemia nie skończy się w ciągu kilku tygodni, rozszerzyło się to o biurko i krzesło biurowe, a mój stół kuchenny został zdegradowany z biurka z powrotem do kuchennego stołu.

Udało mi się wykonać trochę więcej pracy i nie martwić się o ruch uliczny, ale, jak powiedziałem, to jest problem marmite. Chociaż praca w domu ma swoje zalety, takie jak oszczędzanie pieniędzy i możliwość dłuższego spania, to jednak istnieją pewne problemy związane z ideą pracy w domu jako „nowej normalności”. Niektórzy ludzie potrzebują wyjścia z domu, ponieważ albo mieszkają sami i potrzebują interakcji społecznych, albo mają dzieci i potrzebują „spokoju” pracy. U niektórych powoduje to głębsze problemy.

Piętnaście do dwudziestu lat temu pandemia nie spowodowałaby, że ludzie pracowaliby z domu w takim stopniu, jak widzimy to teraz. Po prostu nie było technologii, która by na to pozwalała. W tym czasie zmieniło się również podejście do zdrowia psychicznego. Znamy koncepcję „nie jest OK” i rozmawiamy teraz o zdrowiu psychicznym. Z tego powodu twierdzę, że w zeszłym roku poczyniono więcej wysiłków, aby nawiązać kontakt z kolegami niż kiedykolwiek wcześniej. Jeśli pracownicy są w biurze, istnieje skłonność do pytania, czy ludzie są OK i do pogawędek z kolegami. Nieobecność w biurze to utrudniała. „Nie jest OK” to coś, co jest i zawsze będzie trudne do powiedzenia. Jest to postrzegane jako podkreślenie czegoś, czego ludzie zazwyczaj starają się unikać – słabości. Lata temu pomysł, aby jeden kolega powiedział drugiemu, że jest „przygnębiony”, „czuje się do bani” lub „po prostu chce pogadać”, byłby rzadki. Wśród kolegów płci męskiej nie istniałoby to. Zdrowie psychiczne i dobre samopoczucie stanowią fundamentalne elementy zaangażowania pracowników w firmie.

Koncepcja „nowej normalności” pomija wyzwania, jakie praca z domu stwarza w odniesieniu do negatywnego wpływu na zdrowie psychiczne ludzi. Dlatego pojawia się pytanie, czy „nowa normalność” jest potrzebna, czy też, mówiąc inaczej, czy powinniśmy ją zaakceptować? Pracodawcy powinni uważnie słuchać tego, co mówią ich pracownicy. Niektórzy pracownicy będą mieli inne role, inny styl życia i inne oczekiwania co do tego, co oznacza ich relacja z pracodawcą. „Nowa normalność” nie jest czymś, co będzie odpowiednie lub pożądane dla wszystkich. Niektórzy pracownicy mogą chcieć wrócić do biura na pełen etat, inni będą chcieli podejścia hybrydowego. Niektórzy będą chcieli pracować z domu przez cały czas.

„Nowa normalność” nie jest zatem skończonym artykułem i twierdziłbym, że nie powinniśmy akceptować jej jako takiej bez pytania. Zgadzam się, że jest to ważny pierwszy krok do zmiany relacji, jaką pracownicy w Wielkiej Brytanii mają ze swoimi pracodawcami, ale kluczowe jest, aby koncepcja ta została dopracowana indywidualnie, aby zapewnić, że pozytywne kroki, które zostały podjęte, będą kontynuowane, a środki zostaną podjęte w celu zminimalizowania negatywnego wpływu na samopoczucie pracowników.

Podsumowując. „Nowa normalność”: Dobry pierwszy krok, który nacisnął przycisk, który trzeba było nacisnąć lata temu, ale nie dajmy się porwać tej koncepcji bez upewnienia się, że właściwie dbamy i współpracujemy z naszym zasobem numer jeden, ludźmi, którzy pracują dla naszych firm i sprawiają, że jesteśmy tym, kim jesteśmy.